piątek, 26 grudnia 2025

199 Dolce far niente

 Czekałam na te dni, jak na zbawienie.  Marzyłam o leniwym odpoczynku. Bez gotowania, sprzątania,  bez przygotowywania lekcji. I teraz spełniam te marzenia.

Wigilia była rodzinna, ale bez napinki.  Mnie udał się barszcz, synowi uszka, Najmłodszemu sałatka, a synowej makowiec. Pani Ukrainka zarobiła na świetnych pierogach, ja nie spróbowałam ani swojego bigosu, ani sernika, ale podobno oba były  dobre. Prezenty trafione,  atmosfera fajna, więc czego chcieć więcej?

Wczoraj i dziś przemieszczam się z sypialni na kanapę w "salonie" i z powrotem, coś tam czytam, czegoś słucham,  czasem przysypiam, czasem zerkam na telewizor. Żadnych wizyt i rekwizyt, żadnych telefonów. Nie wystawiam nogi za próg. Takiego luzu nie miałam od lat. Wyłączyłam  tryb ADHD i organizm się regeneruje. 




środa, 24 grudnia 2025

Najlepszości !🌲

 Niech się Wam spełnią świąteczne życzenia,  niech nikogo nie zabraknie przy wigilijnym stole, niech w każdej  minucie otula Was rodzinne ciepło i miłość. 

Życzę Wam dużo zdrowia i radości na te święta i na cały nadchodzacy rok.

Z całego serca dziękuję,  że JESTEŚCIE!❤️

Image

sobota, 20 grudnia 2025

197 Zmieniam się


Zmieniam się powoli w moją ciocię Stasię,  która od wielu lat powtarzała  przed świętami,  że  ona to już nie ma rodziny. Niby wiedziałam, co ma na myśli, ale i tak  pytałam:"Stasiu, a my"? No i Stasia kiwała wtedy głową i pewnie mówiła sobie w myślach: "Ja tam swoje wiem".  Dziś ja też swoje wiem i nie chce mi się tych świąt. Najchętniej zakopałabym się pod kołdrą z kolejnym kryminałem. Nie chce mi się uczestniczyć w tym całym świątecznym zamieszaniu, ale cóż 🤷‍♀️. Nie ma wyjścia.  Robię to dla wnuków. Wigilia będzie u nas ( po "będzie" słownik podpowiedział mi "bolało"😂) i zasiądziemy przy dużym, ponad stuletnim poniemieckim stole, przy którym mój mąż spędzał z rodzicami niemal wszystkie  święta. Na szczęście  synowa z dziećmi przygotuje większość potraw. Mnie przypadł w udziale sernik, barszcz i sałatka z wędzonym kurczakiem. Zrobię też trochę "mojego" bigosu, a dziś udziubałam chyba z 70 pierogów. Jak się zamrożą, to zrobię drugie tyle, bo mam gotowy  farsz.

Kupiliśmy już sobie prezenty pod choinkę. Mąż nabył nowy gramofon, a ja szafkę na książki. Znalazłam w pokoju ostatnie 40 cm, w które mogłam ją wetknąć. Pan kurier wniósł, mąż skręcił, a ja zapełniłam półki  podręcznikami do nauki języka polskiego  jako obcego.  Reszta dalej leży poupychana w dwóch rzędach w biblioteczce albo w stosach na parapetach.🤦‍♀️ 

Tydzień temu odbyłam z wnukami rytualne pieczenie pierniczków, które dziewczyny zabrały do domów, i po których zostało już pewnie tylko wspomnienie. 

Między pracą, pierniczkami i czasem chwilą na oddech, byłam na biopsji tarczycy,  nazbierałam skierowań na różne badania, ale "pomyślę o tym jutro". Szczęśliwie od Wigilii do 4 stycznia włącznie mam wolne!


 

sobota, 22 listopada 2025

196 Na finiszu

Dziś po południu nareszcie mogłam spokojnie do Was zajrzeć, bo przez dwa tygodnie  ledwo rzucałam okiem na tytuły. 

Zajęcia z dentystami to już przeszłość.  Oczywiście  nie obyło się bez problemów.  Cały, misternie przygotowany plan zajęć runął, bo siedemioro z dziesieciorga osób utknęło w korku na S3. Dojechali dopiero po południu. Głodni,  zmęczeni, ale w dobrych nastrojach. Chociaż tyle.

Potem był cały tydzień normalnej pracy, zakończony w piątek przedegzaminacyjnym szkoleniem, a w weekend  egzamin. Nie wiem, kto bardziej  się go obawia  - egzaminatorzy czy zdający. Z naszej strony zawsze jest obawa, że coś nie zadziała - nie da się odtworzyć nagrania,  wyłączą prąd albo ktoś zemdleje, dostanie ataku paniki albo wydarzy się coś jeszcze bardziej nieoczekiwanego. Nogi się  pode mną ugięły, kiedy z sali, jeszcze przed otwarciem pakietów z zadaniami, wyszedł jeden z moich kursantów. Taki właśnie - sorki za słowo - rzygający ze stresu. Nie wytrzymał napięcia i chciał zrezygnować z egzaminu. Na szczęście zaopiekował się nim jeden z organizatorów i namówił do powrotu na salę. No i chłopak ma to już za sobą.  

Od poniedziałku  zaczęło się sprawdzanie prac pisemnych. Z reguły po 6-7godzin dziennie. Czego to obcokrajowcy nie napiszą! Chyba lepiej,  żeby nikt tego nie wiedział.😉

Jutro niedziela. Pierwszy  wolny dzień od dwóch tygodni. Obudzę się, kiedy będę wyspana, zjem śniadanie, a potem normalny obiad,  poczytam, może obejrzę coś w telewizji, spokojnie przygotuję sobie lekcję na poniedziałek.  Odpocznę.

W przyszłym tygodniu skończymy sprawdzanie i wszystko  wróci do normy. Aż do lutego. Wtedy będzie  kolejna sesja.😃

A tymczasem zapukała do nas zima. Pierwszy  raz zamarzły kałuże.  Fajnie by było, gdyby  nie dokuczliwy  wiatr.  Tyle dobrze, że  śnieg nie pada. 


piątek, 7 listopada 2025

195 Sobota

 Siedzę w tramwaju i czekam na odjazd. Na poprzedni spóźniłam się kilkadziesiąt  sekund. Ten ruszy za 15 minut. W końcu to sobota i normalni ludzie siedzą teraz w domu i piją kawę. Ja, niestety, przez własną głupotę i zerowy poziom asertywności, jadę do pracy. Jutro też. Szefowa jakiś czas temu zapytała kto by wziął grupę dentystów na szybką powtórkę przed egzaminem na B1. I kto się zgłosił? Głupia ja. Jestem na siebie strasznie zła  bo mogłam mieć wolny weekend,  ale po co? Przecież moją misją jest zabawiać świat. A zbawianie w weekendy  jest szczególnie wartościowe. 🙈😬 

Módlcie się, żeby choć na starość Bóg dał mi rozum i instynkt samozachowawczy. 


 

 

sobota, 1 listopada 2025

194 Lidzia

 Mój fejsbukowy znajomy w dzisiejszej notce wspomina dzieci, którym nie dane było zobaczyć słońca, deszczu... 

Mamy w rodzinie męża taką historię... 

Ciocia Janka urodziła dziecko, które zmarło, jako niemowlę. Cioci coś się się w głowie potem porobiło i nie wolno było o dziecku wspominać. Siostra cioci swoje pierwsze dziecko urodziła dwa lata wcześniej, a ostatnie dziewięć lat później. Ponieważ o malutkiej kuzynce nikt nie wspominał, nikt o jej istnieniu nie wiedział. Mój mąż, jako może siedmiolatek, był na jej grobie z ojcem, ale miał przykazane milczenie, żeby cioci i wujkowi nie robić przykrości. Jak wspomina, nie bardzo rozumiał całą tę sytuację, ale  tajemnicę zachował. Pewnie trochę ze strachu, a może nie dowierzał ojcu. Po latach nie było już wiadomo czy to prawda czy rodzinna legenda. Kilka tygodni temu mąż znalazł w rodzinnych papierach jakiś dokument z nazwiskiem dziecka wujostwa, a mnie coś podkusiło, żeby wpisać to nazwisko w wyszukiwarkę miejsc pochówku na naszym cmentarzu i znalazłam informację, że grób istnieje. Nie został zlikwidowany, choć minęło 75 lat. Malutka Lidia, która dziś mogłaby mieć dorosłe wnuki, nie będzie zapomniana. Najstarsza kuzynka mojego męża, której nie dane było żyć.

niedziela, 5 października 2025

193 Piątek, 21.00 - 23.00

 Nie pracuję w piątki,  a tym razem zgodziłam się na dodatkowe zajecia. Na dodatek przedłużyłam je o pół godziny, bo i parze kursantów, i mnie zależało na omówieniu jeszcze jednego zagadnienia. Wyszliśmy  po zajęciach i mogłam zgodzić się na propozycję ucznia, że odwiezie mnie do domu, ale oczywiście  odmówiłam.  

Pojechałam tramwajem.  Wieczór był przyjemny i chciało mi się po prostu przejść spokojnie, pooddychać jesiennym powietrzem. Mogło być miło, trochę refleksyjnie. I pewnie by było, gdybym idąc do domu nie potknęła się i nie wyrżnęła się jak długa. Moment i zaliczyłam glebę, klnąc przy tym siarczyście. Ból kolana, łokcia i szum we łbie tak mnie wkurzył, że jak szybko upadłam, tak szybko się podniosłam, wspominając przy okazji chyba wszystkie panienki lekkich obyczajów. Doszłam do domu i tam zaczęłam liczyć straty. Kurtka cała, spodnie też, sweter lekko czerwony w okolicy łokcia. Czyli coś jednak jest na rzeczy. Najpierw  obejrzałam strasznie bolące kolano. Okazało sie lekko obdarte ze skóry. Idzie przeżyć. Za to łokieć!🙈 Krew się  z niego lała jak z zarżnietego świniaka. Zanim się połapałam, zdążyłam zaznaczyć ścieżkę z pokoju do łazienki, zaświnić dywanik w łazience i zachlapać umywalkę. Nie wiem, jak to się stało,  ale skóra nad łokciem po prostu pękła, tworząc ranę jak od cięcia nożem. Mąż, jak zwykle w takich  sytuacjach, decyzję o tym, co dalej, oddał w moje ręce. On zawsze działa powoli i z rozwagą, a ja spontanicznie. Żeby wypośrodkować,  zadzwoniłam do synowej, żeby usłyszeć głos fachowca (kończy właśnie studia pielęgniarskie). No i usłyszałam, że mam jechać do chirurga. 

Najbliższą izba przyjęć:   - Jedźcie do wojskowego,  bo tam mają ortopedę.  Ok. W wojskowym ruch jak na Urwańskiej ulicy. Dwóch śmierdzących pijaków śpi w korytarzu na łóżkach (takich z kółkami), kobieta z plastrem na czole uporczywie chce iść do domu, a jest tak pijana, że nie widzi drzwi. Starsza pani, która w domu straciła przytomność, jest wożona w tę i z powrotem na rozliczne badania. No i jeszcze chorzy, ktorych nie widać,  bo są w sali segregacji. Tam to już elegancja - łóżka, parawany. Normalnie jak w serialu "Szpital".

Weszliśmy. Podchodzę do okienka, mówię co się stało. Mimo opatrunku, czuję, że rękaw kurtki mam w środku mokry od krwi. Pani prosi mnie do dyżurki. Zdejmuję kurtkę, a tam - wiadomo co - pozioma, dość głęboka rana długości 4 cm. Jak od noża czy innego tasaka. Ekipa z dyżurki zaczyna się dopytywać  jak to ja upadłam i jednocześnie spoglądają na mojego Osobistego. Osobisty milczy, ja zaczynam się śmiać,  bo wiem, co wszyscy sobie myślą. Lekarz ogląda moje potłuczone kolano i chyba dochodzi do wniosku, że mówię prawdę. Potem krótki lekarski wywiad, szycie, RTG i czekanie na wypis. W międzyczasie  podchodzi ratownik medyczny i pyta, czy jestem nauczycielką. Trudno zaprzeczyć.😀 A czy uczyłam w SP xy.

- Oczywiście !

- Nie pamiętam czego,  ale Pani mnie uczyła.

- Pewnie  polskiego. A jak Pan się nazywa?

- Michał Iksiński.

- A, tak. Pamiętam.  Pana mama jest pielęgniarką. Pan siedział w czwartej ławce, w środkowym rzędzie, od strony okna. - otworzyła mi się klapka z kadrem lat dziewięćdziesiątych. Czasem tak mam. 

- ... - Pan Michał  zaniemówił.😂 Nie mógł uwierzyć, że po ponad trzydziestu  latach można coś takiego pamiętać. 

No i w końcu dostałam wypis, recepty, zalecenia, życzenia zdrowia i około 23.00 byliśmy w domu.

Uważajcie, bo czasem chodnik potrafi zaatakować człowieka. 😂