Wczoraj był jak na depresję dobry dzień.
Spora lista dokonań się uzbierała, dla wielu bardzo zwykłych.
W takich chwilach wywieszenie prania, zrobienie przelewu czy obiadu to jak wspięcie się na szczyt Anna Purna.
Do późna oglądałam „księgę czarownic” prokastynując kolejny dzień, przeczuwając, że będzie ciężko oddychać przez mocny uścisk kumpeli depresji, który lokuje się mi zawsze w splocie słonecznym. To takie uczucie zaraz przed szlochem, tylko trwa bezustannie a szloch nie następuje.
Piszę, by z siebie zrzucić ten ciężar. Puszczam na spotifaju listę „droga do góry” by się wspinać. Zapisuję dokonania wielkie jak na ten stan:
-post na stronę napisany
-mięso podzielone, pomrożone
-obiad podszykowany
- zmywarka puszczona
-pranie rozwieszone.
Teraz się jeszcze skupić i zrobić listę zakupów. A to najtrudniejsze. W takim stanie planowanie to niewyobrażalny trud. Zaraz to zrobię. Dam radę. Przecież jutro może być lepszy dzień.
Czy w depresji można mieć twórcze pomysły? Tak, wczoraj wymyśliłam niedźwiedzia przy śmietniku z odpadami zmieszanymi w koszulce z napisem „bajadera club”. W łapie trzyma szkielet ryby patrzący dzikim wzrokiem. Pod stopami szczury trzymają transparent „przewróć” a może napis miał być inny. Już zapomniałam. I tak nie ma szans na rzeźbienie w tym stanie.
Muszę kończyć by zrobić listę zakupów… walka o dziś trwa. Chwytam nici rzeczywistości i prządę z nich kolejny dzień, fundament lepszego jutra.






